Artykuły
Na książęcych łowach

Polowania dla futer i skór, różniły się od łowów na dużego zwierza. Te pierwsze opierały się na sprycie, przebiegłości, wiedzy i fortelu, te drugie były testem odwagi, wojowniczości i bezwzględności myśliwych. Takich cech wymagało polowanie na duże zwierzęta. Duże, czyli od sarny po… żubra.
Próba opisania wczesnośredniowiecznych metod łowieckich wymaga przełamania stereotypów oraz popkulturowych obrazów funkcjonujących w zbiorowej wyobraźni. Najważniejszy z nich to… zapełnianie spiżarni dziczyzną. Niemal w każdym filmie dotyczącym wczesnego średniowiecza znajdziemy scenę, w której bohater bierze udział w polowaniu, zapewniając byt rodzinie. Jest to obraz nieprawdziwy. Z badań archeologicznych wynika, że we wczesnym średniowieczu polowania nie były istotnym sposobem pozyskiwania żywności. Na stołach, tak książęcych, jak i kmiecych, znaleźć można było przede wszystkich mięso zwierząt hodowanych przez naszych przodków. Oczywiście na dworach mięso gościło znacznie częściej niż w chłopskich opolach. Polowania na duże zwierzęta urządzano, gdy trzeba było w krótkim czasie zgromadzić zapas na np. wyprawę wojenną lub gdy możnowładca potrzebował rozrywki. Jeżeli przyjrzymy się polowaniom jako pozyskaniu zwierzyny w ogóle, okaże się, że dominującą praktyką były polowania drobne, dla pozyskania skór, handel którymi stanowił ważne źródło srebra dla książęcej kiesy. Pisałem o tym w tekście „Polowania na drobną zwierzynę”.
W średniowieczu dzielono zwierzynę na „animalia minuta” – zwierzynę drobną oraz „animalia superiora”, czyli zwierzynę grubą. Osobną, nie zawsze wyodrębnianą grupą były „animalia medicora” – zwierzęta pośrednie. Podział ten odnosi się do rozmiaru zwierzyny, jej siły, zwinności, odwagi oraz techniki polowania na nią. Upraszczając, na pierwszą grupę „minuta”, polować mógł każdy, używając wszelkich technik, w tym pułapek i trucizn, za zwierzętami grupy „superiora” można było urządzać gonitwy, czyli duże polowania i te przynależały możnowładcom. Natomiast zwierzęta grupy „medicora” to te, które mogły dać satysfakcję łowiecką władcy, ale jednocześnie mogły być tępione jako szkodniki. Polowania na grupę „minuta” opisałem we wspomnianym tekście. Do rodzaju „animalia superiora” zaliczymy dzika, jelenia, łosia, żubra, tura. Niedźwiedzia, wilka i sarnę zaliczymy do grupy „medicora”. Niedźwiedzie zwalczano jako szkodniki na terenach bartniczych, faktem jest jednak, że polowanie na to groźnie zwierzę dostarczało emocji również w czasie polowań zbiorowych. Wilk tępiony był bezwzględnie, natomiast status sarny określano zależnie od zasobności łowiska w inną zwierzynę grubą.
Duże polowania nie były codziennością, a raczej dobrze zorganizowanym świętem. Pościgi za dużymi zwierzętami były domeną władcy i jego najbliższych. Już Karol Wielki, a także jego rozmiłowany w polowaniach syn, Ludwik Pobożny, urządzali objazd swojej dziedziny tak, by w najkorzystniejszych porach roku znaleźć się tam, gdzie występowała obfitość zwierzyny. Tak też jesienią ruszali tam, gdzie odbywały się rykowiska jeleni, wiosną polowali z ptakami na ptactwo na terenach podmokłych, a latem urządzali polowania na sarny. Można przyjąć, że znający naturę władcy piastowscy również łączyli obowiązki zarządzania państwem z dającym wytchnienie łowiectwem.
Polowania książąt i możnowładców wymagały odpowiedniej organizacji. Znacznie wcześniej w las ruszali łowczy – borowi, których zadaniem było otropienie zwierzyny i wyznaczenie miejsca polowania. Następnie otaczali wybrane łowisko siecią, lub, co tańsze i mniej pracochłonne – obalali drzewa, tworząc przesieki. Gdy ruszało polowanie, zapędzano zwierzynę w wyznaczone łowisko. Tam myśliwi najeżdżali konno, kłując zwierzęta włóczniami, miotając w nie oszczepy lub szyjąc z łuków. Dzięki takiej organizacji władca miał pewność powrotu z polowania z sukcesem, a samo polowanie dostarczało spiżarniom zapasów.
Do największych zwierząt, z jakimi mierzyli się myśliwi, należały żubry i tury. Żubr - potężne, szybkie i agresywne zwierzę zamieszkiwało niedostępne puszcze. Pomimo kolosalnych rozmiarów po dziś dzień jest zwierzęciem zwinnym, a sprowokowany jest śmiertelnie niebezpiecznym przeciwnikiem. Sporo problemów badawczych dostarcza tur, bliski kuzyn żubra. Te potężne zwierzęta funkcjonują w świadomości jako samotnicy ceniący sobie leśne ostępy, niechętnie wychodzące do gospodarczych lasów i na pola uprawne. Większość informacji, którymi dysponujemy, to opisy zwierzęcia, już otoczonego nimbem tajemnicy. Wiemy, że tur był rozmiarów porównywalnych do żubra, miał większe rogi (lirowato wygięte, o długości przekraczającej metr), był agresywny i łatwy do sprowokowania. Problem w tym, że już we wczesnym średniowieczu tura rzadko spotykano. Na zachodzie Europy był praktycznie nieznany. Ostatni europejski tur padł ofiarą kłusownika w XVII wieku.
Czy opisy kronikarzy odnoszące się do turów mają związek, nie z jego zachowaniami, a z krytycznie niską liczebnością? Taką teorię przedstawiła Agnieszka Samsonowicz w książce „Łowiectwo w Polsce Piastów i Jagiellonów”. Zdaniem autorki tury wyginęły, ponieważ chętniej trzymały się obrzeży lasów oraz okolic pól i pastwisk. Oprócz tego, że były w zasięgu myśliwych, mogły krzyżować się z bydłem oraz ulegać chorobom od bydła pochodzącym. Pośrednich dowód dostarczyć mogą prace hodowlane prowadzone w XX w., w efekcie których uzyskano zwierzęta podobne do turów. Naukowcy krzyżowali pierwotne rasy bydła, próbując odzyskać wymarłe zwierzęta, odwracali proces który mógł zajść w naturze.* Uzyskano w ten sposób dwie rasy: bydło Hecka oraz bydło taurus. Niestety, ani jeden, ani drugi gatunek nie oddaje w pełni cech przodka. Jest jedynie zbliżony formą do mitycznego władcy puszcz. Prace nad taurusami trwają nadal. Teoria Agnieszki Samsonowicz jest wyjątkowo kusząca i przychylam się do niej, jednak temat biologii i zachowań turów pozostawmy otwarty.
Do szczególnie niebezpiecznych zwierząt należał dzik. Spotkanie z nim miało być symbolem waleczności młodego Bolesława Krzywoustego. Dzik, który dziś wydaje się zwierzęciem niemal pospolitym, zarówno w wiekach średnich, jak i dziś mógł osiągać wagę nawet 300 kg, a uzbrojony jest w ostre kły, zwane szablami, którymi potrafi się posługiwać! Łowieckie przysłowie, wskazując na niebezpieczeństwa polowań, mówi: „idziesz na niedźwiedzia, szykuj łoże. Idziesz na odyńca, szykuj mary”. Dziki kłuto włócznią z siodła lub do polowania używano psów. Ich zadaniem było zaszczucie dzika, tak, by myśliwy miał szansę na zadanie ciosu włócznią. Myśliwi hodowali i szkolili także psy wspierające łowcę w polowaniach na niedźwiedzie i dużą zwierzynę płową (jeleń, łoś).
Do wyjątkowo malowniczych należały polowania na jelenie. Choć jelenie byki agresywne są w zasadzie tylko w czasie rykowiska, pościgi za tymi pięknymi i rączymi zwierzętami, dostarczały wiele emocji. Właśnie takie polowanie przyczyniło się do ustania dynastii piastowskiej. Ostatni jej przedstawiciel, Kazimierz Wielki, w czasie polowania spadł z konia i złamał nogę, co doprowadziło do jego śmierci. Mięso jeleni było traktowane jako wyjątkowo szlachetne w smaku, a odpowiednio przerobiona skóra stanowiła podstawowy materiał wykorzystywany w szewstwie oraz kaletnictwie.
Równie wysoko ceniono mięso łosi. Te stateczne zwierzęta nie prowokowały raczej rączych pościgów. Podejście łosia, mieszkańca bagien, musiało być bardzo trudne, a walka z nim równie niebezpieczna. Te potężne zwierzęta świadome są swoich rozmiarów, i niczego się nie boją.
Polowania władców zawsze były świętem, lub... udręką dla okolicy. Choć ustawały prace, to do kmieci należało dostarczenie transportu i aprowizacji dla władców. Tak było w czasach feudalnych, a wydaje się, że podobne zachowania władców możemy przenieść na początki istnienia państwa Polan. Nic nie wiadomo o książęcych „regale”, czyli zezwoleń na pozyskanie zwierzyny grubej w czasach Mieszka I i Bolesława Chrobrego. Możemy jednak założyć, że obaj niezwykle zaborczy władcy, nie byli zadowoleni, gdy chłopi zabijali „animalia superiora” w ich ulubionych łowiskach. Choć dziczyzna nie stanowiła podstawy wczesnośredniowiecznej kuchni, polowania były znakomitym poligonem dla młodzieży i wojowników, hojnie opłacanych przez wojowniczych Piastów.
* Metodą hodowlaną odzyskano inny gatunek, który występował na terenie Polski, a całkowicie wyginął. Chodzi o dzikiego konia – tarpana. Efekt w tym wypadku jest zadowalający. Możemy dziś oglądać tzw. koniki polskie, które niczym nie różnią się od tarpanów. Nie jest to jednak w stu procentach ten sam genotyp, więc tarpanami nie są.
Literatura:
- Samsonowicz Agnieszka, „Łowiectwo w Polsce Piastów i Jagiellonów”, Warszawa 2011.
- Hensel Władysław, „Słowiańszczyzna wczesnośredniowieczna”, Warszawa 1965.
- Krawczyński Wiesław, „Łowiectwo”, Warszawa 1947.
- Moszyński Kazimierz, „Kultura ludowa Słowian”, t. I., Kraków 1929.
Inne:
- Witualne Warsztaty Archeologii Żywej, odc. 1 "Polowania", reż. Michał Ostrowski, Marek Piguła, 2020.
________________
Michał "Ostry" Ostrowski (ur. 1978 r.) z wykształcenia przyrodnik po Akademii Rolniczej w Szczecinie, od 20 lat zajmuje się odtwórstwem historycznym wczesnego średniowiecza oraz rekonstruowaniem różnych aktywności tego okresu związanych wykorzystaniem przyrody przez człowieka. Interesuje się szeroko rozumianą ekologią oraz historią.
Portal prowadzony przez
Muzeum Początków Państwa Polskiego w Gnieźnieul. Kostrzewskiego 1, 62-200 Gniezno
t: 61 426 46 41
e: wczesnesredniowiecze@muzeumgniezno.pl