Artykuły
Sokolnictwo we wczesnym średniowieczu
.jpg)
Polowanie z ptakami drapieżnymi – sokolnictwo – było we wczesnym średniowieczu nie tylko sposobem na pozyskiwanie żywności, ale również rozrywką zagwarantowaną dla elit. W dobie krucjat wręcz przerodziło się w popularny sport. Kto z was jednak wie, jak skomplikowana i różnorodna pod względem technik była to forma polowań? W sumie… nadal jest.
Sokolnictwo narodziło się gdzieś w III, VI tysiącleciu przed naszą erą na azjatyckich stepach. Te rozległe, płaskie tereny, pełne drobnej zwierzyny, były (i są) naturalnymi łowiskami drapieżnych ptaków. Zamieszkujący je koczownicy szybko nauczyli się wykorzystywać drapieżniki do zdobywania pożywienia. Z czasem umiejętność tę posiedli mieszkańcy innych części Azji, traktując często sokolnictwo jako formę polowań dla elit, swoisty sport. W początkach naszej ery pojawiło się ono także w Europie. Szczególnie popularne było, jak się zdaje, u Germanów, którzy mogli je zapożyczyć od koczowniczych Sarmatów.
W okresie wczesnego średniowiecza sokolnictwo upowszechniało się na starym kontynencie. Polowania z ptakami były zapewne dość popularne u Franków salickich, skoro kary za ich (ptaków) kradzież przewidywało zwyczajowe prawo plemienne już w VI w. Miłośnikiem tej formy polowań był Karol Wielki, który pod koniec VIII w. założył słynną sokolarnię i szkołę sokolników obok swego pałacu w Nymwegen (dzisiejsze Nijmegen w Holandii). Gdy pod koniec IX w. duńscy wikingowie oblegali Paryż, obrońcy, na krótko przed upadkiem miasta, zdołali wypuścić z tamtejszej sokolarni te cenne ptaki, by nie wpadły w ręce barbarzyńców. Sokolników z drapieżnymi ptakami widzimy na różnych przedstawieniach ikonograficznych. Skrzydlaty drapieżnik pojawia się m.in. na słynnej tkaninie z Bayeux z II poł. XI w. – na ręku króla Anglii Harolda. Ale nie tylko u Franków, Anglosasów, nie tylko w Europie Zachodniej wykorzystywano do polowań drapieżne ptactwo. Jeździec z sokołem na ręku widnieje na słynnej srebrnej plakietce z Wielkich Moraw datowanej na IX stulecie. Podobne przedstawienie jest na innym zabytku wielkomorawskim – okuciu pasa. Jak widać z przytoczonych przykładów, sokolnictwo było raczej domeną władców, możnych, wojowników, a przynajmniej w odniesieniu do nich mamy informacje na ten temat. Nic dziwnego, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że polowania były raczej zajęciem elit, a nie poślednich mas ludności.
Sokolnictwo znane było na ziemiach polskich co najmniej od IX w. Gall Anonim wspomina o sokolnikach na dworze Bolesława Chrobrego. Informacja ta pojawia się w kontekście wspaniałości jego państwa. Oczywiście pamiętajmy o propagandowym wymiarze całego opisu panowania pierwszego polskiego króla, jaki znalazł się w stworzonej wiek później kronice. Tym bardziej świadczyć to może o niepoślednim charakterze łowiectwa także na naszych ziemiach we wczesnym średniowieczu.
Książę (jeszcze) Anglii Harold z sokołem i swoją drużyną w drodze do kościoła w Bosham. Fragment Tkaniny z Bayeux. Źródło: domena publiczna.
Polski termin „sokolnictwo” to oczywiście określenie późniejsze. Oznacza ono szeroko rozumiane polowanie z ptakami drapieżnymi, w tym również pozyskiwanie tych ptaków oraz przygotowanie ich do polowań. Nie wiemy, jakiego słowa (lub słów) używali nasi przodkowie we wczesnym średniowieczu. Zasadniczo terminy i pojęcia, które znamy z ówczesnych źródeł pisanych z terenów Europy Zachodniej, wywodzą się z łaciny. Słowem „aucupatio” określano polującego na ptaki, kogoś, kto je pozyskuje, ewentualnie też hoduje. „Falconistes” to polujący z sokołem, zaś „accipitrarii” – z jastrzębiem. Oba terminy wywodzą się od łacińskich nazw ptaków, kolejno: „falco” i „accipiter”.
Rzeczywiście sokoły i jastrzębie to dwie najważniejsze rodziny ptaków drapieżnych, jakie wykorzystywano w Europie do polowań. Zapewne, analogicznie jak to ma miejsce dzisiaj, stosowano różne ich gatunki (sokół wędrowny, białozor, raróg, jastrząb gołębiarz). Do polowań wykorzystywano również sowy, w tym największe – puchacze. Pamiętajmy oczywiście, że współcześnie odnosimy się do uporządkowanego nazewnictwa roślin i zwierząt, którego podstawy stworzył Karol Linneusz dopiero w XVI w.
Jak wspomniałem wcześniej, we wczesnym średniowieczu istniały specjalne sokolarnie, gdzie trzymano i szkolono ptaki przeznaczone do polowań. Nie prowadzono w nich jednak hodowli – ptaki nie rozmnażały się w zamknięciu. Pisklęta podbierano z gniazd. Młodego osobnika łatwiej oswoić, a potem przyuczyć do polowań. Jednak chwytano również dorosłe ptaki, których szkolenie było zapewne trudniejsze, ale które miały szczególną cechę wytrenowaną w naturze – zajadłość. Te ostatnie zapewne były szczególnie cenione i stawały się ulubieńcami swych możnych właścicieli. Co ciekawe, specjalne przyuczanie nie dotyczyło sów, te ptaki bowiem wykorzystywane były podczas polowań raczej jako „straszaki”, o czym dalej.
Szkolenie ptaka od pisklęcia nie było (i nadal nie jest) łatwe. O ile w swoim naturalnym środowisku umiejętności polowania uczy się, naśladując dorosłe osobniki, o tyle w niewoli potrzebny jest do tego udział człowieka. Z kolei dorosły osobnik sam jest już myśliwym, jednak należy go oswoić z człowiekiem i nauczyć współpracy. Nic dziwnego, że w dawnych czasach (nie tylko we wczesnym średniowieczu) ci, którzy zajmowali się pozyskiwaniem i trenowaniem owych ptaków, byli wysoko cenieni.
Sokolnictwo wymagało i wymaga nadal umiejętności również od samego myśliwego. Na ich wyrobienie potrzeba czasu. Zwykli „zjadacze chleba” go nie mieli, a przede wszystkim zapewne też – specjalnie ku temu okazji. Polowali najbogatsi, przedstawiciele możnowładztwa, kształtującego się rycerstwa (sokolnictwo stało się jednym z ulubionych „sportów” tej grupy zbrojnych). Istniały również specjalne grupy myśliwych – niewywodzących się z elit, a im służących. Podział, o którym wcześniej wspomniałem, na „falconistes” i „accipitrarii” świadczyć może o wysokiej specjalizacji wśród tej grupy myśliwych. Polowanie z sokołami różni bowiem się od polowania z jastrzębiem, a te same techniki, które wykorzystywano przed wiekami, stosuje się dziś. Polowania z ptakami nie możemy nazwać tresurą, to raczej wykorzystanie naturalnego zachowania ptaka. Dobrym przykładem może być odbieranie ofiary. Ptak drapieżny nigdy nie odda jej z własnej woli, sokolnik prowokuje ptaka do oddania ofiary, podsuwając mu fragment innej. Ptaki drapieżne nie oswajają się tak jak psy i nie aportują ofiar. Sam kontakt pomiędzy człowiekiem a ptakiem to sprawa zaufania. Obecnie podawanie mięsa ptakom po to, by oddały ofiarę, nazywamy „odprawą”. Zwykle sokół lub jastrząb, widząc surowy kawałek mięsa, puści ofiarę. To jednak zawsze decyzja ptaka. Odebranie ofiary bez tego swoistego „handlu” mogłoby zakończyć się utratą zaufania ptaka. Zdaniem współczesnych sokolników utrwalenie mechanizmu, w którym ptak drapieżny oddaje ofiarę bez najmniejszego sprzeciwu, w zamian za kawałek mięsa, to efekt końcowy szkolenia, w którym uzyskać można „ptaka doskonałego”.
Polujący sokół wpierw unosi się wysoko nad ziemią, gdzie wypatruje swojej ofiary. Tymczasem na ziemi psy myśliwskie (hodowane także we wczesnym średniowieczu) tropią, a potem płoszą cel. Gdy np. wystraszona kuropatwa poderwie się do lotu, sokół spada na nią jak „grom z jasnego nieba”. Mimo niewielkich rozmiarów (sokół wędrowny waży maksymalnie 1,2 kg), przy prędkości spadania znacznie przekraczającej 100 km/h potrafi przetrącić kark nawet dużej czapli.Jeżeli cel przeżyje atak, sokół dobija go dziobem, używając specjalnego „zęba” na dziobie, którym przecina tętnicę ofiary.
Zupełnie inaczej poluje się z jastrzębiem, który znakomicie radzi sobie w locie na niewielkiej wysokości, wśród drzew. Gdy pies spłoszy ofiarę, wówczas myśliwy wypuszcza trzymanego wcześniej na rękawicy drapieżnika. Szybki jastrząb dopadłszy ofiarę, chwyta ją i zabija za pomocą długich i ostrych szponów.
Taką, opisaną wyżej, technikę polowania „z rękawicy” stosować można również z użyciem sokoła. Wypuszczony w kierunku ofiary ptak stara się zyskać przewagę wysokości, by wykonać skuteczny atak, jeśli ma ona szansę na jego uniknięcie (w ten sposób poluje się na stosunkowo dużą czaplę). Tego typu polowanie, podczas którego ptaki wykonują w powietrzu różne ewolucje, jest wprawdzie spektakularne, ale jego skuteczność, w porównaniu z metodą wcześniej opisaną, nie jest tak wielka.
Znamy jeszcze inny, stosowany przed wiekami sposób – wykorzystujący wrodzony strach wielu zwierząt przed samą sylwetką sokoła pojawiającego się na niebie. Przykładowo, kuropatwy zamierają wtedy bez ruchu. W takiej sytuacji myśliwi mieli możliwość zarzucenia sieci na całe stado ptaków. Tego typu polowanie mogło przynieść błyskawiczny efekt w postaci dużej liczby upolowanych w jednym momencie zwierząt. Taka technika polowań nazywana była polowaniem z „lataczem”.
Inną techniką łowów z ptakami są tzw. posadzaje – metoda dziś niestosowana. W tym przypadku najskuteczniejszymi drapieżnikami były sowy, przede wszystkim puchacze. Ptaka zamykano w klatce lub przywiązywano, by nie mógł uciec, w odpowiednim miejscu w lesie. Już sama obecność jakiegokolwiek gatunku sowy wzbudzała furię wśród innego rodzaju ptactwa. Próbując przepłoszyć agresora, ptaki wpadały we wcześniej zastawione sieci lub przysiadały na posmarowanych lepem gałązkach czy sznurach przygotowanych przez myśliwych.
Z przedstawionego przeglądu technik łowieckich, stosowanych w większości po dziś dzień, widać doskonale podstawowy podział. Są techniki, w których drapieżnik rzeczywiście poluje, inne to te, gdzie jedynie płoszy zwierzynę. W drugim przypadku mamy do czynienia z polowaniami o wiele wydajniejszymi. O ile te pierwsze stawały się z czasem swoistym sportem dla elit, o tyle te drugie były szybkim i skutecznym sposobem na zaopatrywanie stołów. Nie oznacza to oczywiście, że te pierwsze, wymagające dużego nakładu pracy ze skrzydlatym drapieżnikiem, skomplikowane w trakcie łowów, nie zawsze owocnych – były nieopłacalne. Współpraca z dobrze wyszkolonym lub odpowiednio zajadłym ptakiem może prowadzić do sukcesów łowieckich. Zależnie od przyjętej techniki łowieckiej współcześnie sokolnik jest w stanie upolować z jastrzębiem kilka królików w czasie jednego polowania. Współcześnie… Dawniej stan zwierząt był znacznie większy, a na polowania raczej nie ruszano z jednym ptakiem.
Pozyskiwane podczas polowań z użyciem podniebnych drapieżników pożywienie – ptactwo wodne, drobna zwierzyna – spełniało najczęściej możnowładcze potrzeby kulinarne. We wspomnianym fragmencie kroniki Galla Anonima mowa jest właśnie o sokolnikach zapewniających pożywienie na książęcy/królewski stół. No cóż, ta forma polowań zarezerwowana była dla elit, nic dziwnego, że zdobyte w ten sposób pożywienie również. Trudno jest niestety powiedzieć, jaki procent spośród całości konsumowanej zwierzyny stanowiły ofiary sokolnictwa. Jedno jest pewne, sokolnictwo było dla elit wczesnego średniowiecza prawdziwą pasją i najbardziej chyba nobilitującą formą polowania. W kolejnych stuleciach była to powszechna praktyka współzawodnictwa wśród przedstawicieli całego niemalże rycerstwa, a ptak drapieżny na ręku stał się jednym z symboli stanu rycerskiego.
Dziękuję sokolnikowi Dawidowi Dudkowi za uwagi dotyczące zachowania ptaków oraz metod ich szkolenia, które bardzo wzbogaciły tekst.
Literatura:
- Kruszewicz Andrzej G., Czujkowska Agnieszka, „Ornitologia nie tylko dla myśliwych”, t. 1, Warszawa 2018.
- Mazarki Mieczysław, „Z sokołami na łowy”, Warszawa 1977;
- Samsonowicz Agnieszka, „Łowiectwo w Polsce Piastów i Jagiellonów”, Warszawa 2011.
________________
Michał "Ostry" Ostrowski (ur. 1978 r.) z wykształcenia przyrodnik po Akademii Rolniczej w Szczecinie, od 20 lat zajmuje się odtwórstwem historycznym wczesnego średniowiecza oraz rekonstruowaniem różnych aktywności tego okresu związanych wykorzystaniem przyrody przez człowieka. Interesuje się szeroko rozumianą ekologią oraz historią.
Portal prowadzony przez
Muzeum Początków Państwa Polskiego w Gnieźnieul. Kostrzewskiego 1, 62-200 Gniezno
t: 61 426 46 41
e: wczesnesredniowiecze@muzeumgniezno.pl