Recenzje


Recenzja wystawy "Wielka Lechia - wielka ściema"

Recenzja wystawy "Wielka Lechia - wielka ściema"

Wystawa czasowa o prowokacyjnym tytule ,,Wielka Lechia – wielka ściema” w Muzeum Początków Państwa Polskiego w Gnieźnie została otwarta 14 sierpnia 2022 roku. Od tego dnia jest ważnym głosem w toczącej się od blisko dekady dyskusji na temat przeszłości Polski w czasach poprzedzających rządy Mieszka I. Do 26 lutego 2023 roku zwiedzający mają szansę sami przekonać się, czym była, a raczej – czym nie była rzekoma Wielka Lechia. 

Ekspozycja zajmuje jedną z sal na pierwszym piętrze budynku muzealnego. Składa się z trzech działów poświęconych różnym problemom wielkolechickiego mitu. Wprowadzeniem do zagadnień poruszanych w jej kolejnych częściach jest teatr cieni zatytułowany ,,Dzieje Wielkiej Lechii oczami turbolechitów”. Kilkuminutowy film wyświetlany jest na ekranie w zacienionej przestrzeni oddzielonej od reszty ekspozycji ścianką. Celowo monotonny przekaz opowiada o początkach Wielkiej Lechii – fikcyjnego imperium, którego kolebką miały być tereny położone między Odrą a Wisłą. Co ciekawe, zarówno w filmie, jak i drugiej części ekspozycji, ani razu nie użyto słowa ,,historia”, ponieważ kuratorom: Arturowi Wójcikowi (blog Sigillum Authenticum), Ewelinie Siemianowskiej (MPPP) i Dariuszowi Stryniakowi (MPPP) zależało na tym, aby nie utożsamiać pseudonaukowych teorii głoszonych przez turbolechitów z nauką. Z tego też powodu dużą rolę w całej wystawie odgrywa tekst. Liczne objaśnienia mają za zadanie wskazać zwiedzającym, jak bezpodstawna, a czasami celowo zafałszowana narracja, oparta na niesprawdzonych informacjach, staje się narzędziem manipulacji historycznej i politycznej.

Naprzeciw ekranu z projekcją filmową umieszczono poczet „królów lechickich”. Wedle spisu pierwszy na tronie Wielkiej Lechii zasiadł Sarmata, rządzący już w latach 2078-2025 p.n.e.! Te fantastyczne wieści wzbogacają wizerunki wybranych władców zaczerpnięte z XVI-wiecznego dzieła Macieja Miechowity pt. ,,Chronica Polonorum”. Ryciny, przez ingerencję graficzną, mogą kojarzyć się ze słynnymi sitodrukowymi portretami gwiazd Andy’ego Warhola. Podobnych smaczków graficznych na tej wystawie można znaleźć o wiele więcej.

Przy przejściu od projekcji filmu do drugiego działu ekspozycji w oczy zwiedzającego rzuca się hasło ,,Uwaga ważne!”, umieszczone na boku ścianki, na której froncie znalazł się tekst objaśniający charakter mitu Wielkiej Lechii. Wbrew twierdzeniom turbolechitów, nie jest to liczące kilka tysięcy lat imperium, a współczesne nam zjawisko kulturowe, którego popularność wzrosła w ciągu ostatniej dekady. Jak wskazują autorzy wystawy, jego powstanie to efekt zagubienia człowieka w świecie internetu i postępującej globalizacji. Dzieje się tak również dlatego, że w polskim szkolnictwie już od lat 80. XX wieku zauważalny jest kryzys edukacji historycznej, skutkujący nieumiejętnością krytycznego myślenia i brakiem zrozumienia dla podstawowych zjawisk społecznych. A jak można się przekonać na dalszych przykładach, problem ten jest nawet jeszcze bardziej złożony.

Druga część wystawy ma za zadanie obalić główne filary teorii wielkolechickiej. Wybranych  w tym celu zostało dziesięć sztandarowych tez mających rzekomo potwierdzać istnienie państwa Lechitów. Eksponaty pochodzą ze zbiorów Biblioteki Narodowej w Warszawie, Biblioteki Uniwersyteckiej w Toruniu, Muzeum Archeologicznego w Krakowie, Muzeum Początków Państwa Polskiego w Gnieźnie i z Biblioteki Kórnickiej PAN.

Jednym z fikcyjnych świadectw jest mapa, na której zaznaczono zajmujące ponad pół Europy i znaczną część Azji Imperium Lechickie. Tak naprawdę jest to jednak źródło sfingowane. Na wystawie zaprezentowano również oryginalną mapę z 1911 roku, opublikowaną w ,,Historical Atlas” Williama Roberta Shepherda. Jak można się przekonać, wygląda ona zupełnie inaczej niż twór przedstawiany i popularyzowany przez turbolechitów. Mapom towarzyszy krótki film zrealizowany przez pracowników muzeum, pokazujący jak w dość prosty sposób można dokonać takiego fałszerstwa.

Następnym „dowodem” forsowanym przez zwolenników Wielkiej Lechii jest inskrypcja na marmurowej płycie pochodzącej z lapidarium we włoskim Urbino, którą w 2015 roku ,,ujawnił” Janusz Bieszk, czyli postać kluczowa dla ruchu turbolechickiego. Rzekoma dedykacja wymieniająca imię lechickiego króla jest jednak przykładem manipulacji językowej i nieumiejętnego tłumaczenia łacińskiego tekstu, a nie, jak chciał tego ,,odkrywca”, świadectwem zaszczytów uzyskanych przez lechickiego Awiłło Leszka od cesarza Tyberiusza Klaudiusza. Poprzez podobne naginanie faktów i dostosowywanie źródeł do własnej narracji turbolechici doszli do wniosku, że Jezus był... Lechitą! Jak to możliwe? Otóż, kiedy stosuje się metody etymologii ludowej, oparte na znajdowaniu pochodzenia słów na zasadzie skojarzeń, a nie na naukowych przesłankach, łatwo dojść do nawet bardziej absurdalnych wniosków. Dokładnej odpowiedzi na to pytanie polecam jednak poszukać na wystawie ,,Wielka Lechia – wielka ściema” w MPPP w Gnieźnie.

Skoro Jezus był Lechitą, nic nie stoi na przeszkodzie stwierdzeniu, że Adam i Ewa w ogrodzie Eden posługiwali się językiem polskim. Oczywiście i na to znaleziono odpowiednie ,,dowody”, o których wiarygodności trudno jednak mówić poważnie. W świecie nauki problemy pojawiają się wtedy, gdy wyobraźnia za bardzo miesza się z faktami, lecz dla turbolechitów nie stanowi to żadnej przeszkody. Dlatego też za kluczowy dokument uznali oni wydane w XVII wieku dzieło Wojciecha Dembołeckiego, które pokazuje ówczesny sposób myślenia i poziom wiedzy, ale nie ma nic wspólnego ze współczesnymi nam badaniami. Ignorowanie dorobku naukowego badaczy i wypracowanych przez nich metod postępowania naukowego przychodzi piewcom Wielkiej Lechii niezwykle łatwo, o czym świadczą pozostałe „dowody” obalane na wystawie.

Wśród pseudozabytków wielkolechickich zebranych na ekspozycji znalazły się również tzw. kamienie mikorzyńskie, których autentyczność budziła zastrzeżenia już w latach 70. XIX wieku. Ich wartość dla badań nad słowiańskimi wierzeniami jest raczej znikoma, ale dla turbolechitów są niepodważalnym świadectwem potwierdzającym m.in. to, że Słowianie posiadali umiejętność posługiwania się pismem runicznym. Że prawda jest inna i dawno potwierdzona, zdaje się ich zupełnie nie interesować. Kamienie mikorzyńskie to kamienie żarnowe, używane w okresie pradziejowym, jednak pokrywające ich powierzchnię runy słowiańskie i wizerunki bóstw zostały wyryte dopiero w połowie XIX wieku. Nie mogą one zatem świadczyć o wierzeniach sprzed setek lat. Tymczasem turbolechici idą nawet o krok dalej i za linię obrony swoich poglądów biorą rzekomy spisek zaborcy niemieckiego i Kościoła katolickiego, opłacającego historyków i archeologów. W mniemaniu turbolechitów cel tak zawiązanego spisku to zniszczenie pamięci o Wielkiej Lechii i ukrycie dowodów na jej istnienie. 

Doskonałym tego przykładem jest tzw. poczet jasnogórski przedstawiający portrety władców Polski, w tym i tych panujących przed Mieszkiem I. Według wyznawców Wielkiej Lechii to XVIII-wieczne dzieło jest trzymane pod kluczem w zamkniętej części klasztoru na Jasnej Górze. Pracownicy MPPP w Gnieźnie postanowili na własną rękę zbadać tę „tajemnicę”, a efekty ich starań zostały zaprezentowane w filmie odtwarzanym na wystawie. Wyprawa turbolechity mierzącego się z zagadką przeszłości, stawiającego czoła trudom podróży, pokonującego wszelkie przeciwności losu, aby dotrzeć do prawdy chwyciła mnie za serce. Tym bardziej  że finalnie prawda okazała się nie do końca taka, jakiej życzyłby sobie nasz dzielny turbolechita.

Trzeci dział wystawy kładzie nacisk na ponure oblicze teorii Wielkiej Lechii. To ostrzeżenie. Choć na pierwszy rzut oka może się wydawać, iż jest to tylko pełen absurdów wytwór wyobraźni zapaleńców zafascynowanych historią praprzodków Polaków Słowian, w istocie jest to niebezpieczne zjawisko społeczne i kulturowe powiązane z rasizmem, antysemityzmem i antykatolicyzmem. Turbolechici przejawiają agresywną postawę wobec obiektywnych argumentów (stąd też wzięło się ich określenie ,,turbolechici”)  i wierzą w pseudonaukowe dywagacje, które nigdy nie powinny opuszczać świata fantazji. Podatne na manipulacje osoby często nie zdają sobie sprawy z tego, jak głęboko dały się wciągnąć w teorie spiskowe, nie mające nic wspólnego z prawdą i rzeczywistością. Siłą napędową takich zjawisk jest niewiedza oraz nieumiejętność krytycznego myślenia, coraz częściej zauważalne we współczesnym społeczeństwie. Z tych powodów tak ważna jest interwencyjna i edukująca rola wystawy ,,Wielka Lechia – wielka ściema” w MPPP w Gnieźnie, polegająca na walce z niebezpiecznym mitem, który we współczesnej sytuacji społecznej i politycznej znajduje podatny grunt do zaszczepiania w ludziach niepokoju i powielania niewiarygodnych wręcz (pojawiają się też kosmici!) opowieści na temat zamierzchłych czasów. Cel przyświecający wydarzeniu nie pozwala na niedomówienia i skróty myślowe. Z tego powodu zwiedzanie wystawy wymaga nieco intelektualnego wysiłku, a prowadzona narracja może okazać się zbyt trudna dla niektórych odbiorców, szczególnie dla dzieci. Zdecydowanie warto jednak poświęcić czas i energię na odkrycie prawdy o turbolechickim fantazmacie, w czym pomocne są zgromadzone na ekspozycji obiekty oraz odnoszące się do nich komentarze kuratorów. W mojej opinii dobór eksponatów, jak i wyjaśnienia do nich przypisane, zostały dobrze przemyślane. Pokazują one rozległe spektrum problemu, jakim jest mit Wielkiej Lechii i zapalczywość jego obrońców. 

Przy wejściu na salę wystawienniczą dostępna jest darmowa broszura wyjaśniająca najważniejsze problemy związane z teorią Wielkiej Lechii. Ścieżkę zwiedzania dyskretnie podpowiada rozmieszczenie obiektów, ustawionych zazwyczaj w gablotach na niewysokich cokołach. Każdy z eksponatów został wyraźnie podpisany, a ich układ pozwala na swobodne poruszanie się i odczytywanie znajdujących się przy nich tekstów. Filmy opatrzone są odpowiednimi napisami, dzięki czemu nie ma problemu ze zrozumieniem ich treści nawet wtedy, gdy w sali jest tłoczono. Minusem wykorzystanych multimediów jest dobiegający z pierwszej części ekspozycji dźwięk wyświetlanego teatru cieni, który może przeszkadzać niektórym odbiorcom znajdującym się w kolejnych działach wystawy. Jest to wszakże problem natury technicznej, którego trudno było uniknąć. 

Ukłonem w stronę zwiedzającego jest wykorzystanie w przestrzeni wystawienniczej elementów humorystycznych, łagodzących nieco ważki ton poruszanego tematu. W zetknięciu z patosem absurdalnych ,,dowodów” forsowanych przez zwolenników Wielkiej Lechii humor zdaje się jedyną słuszną odpowiedzią. Ekspozycja, za której aranżację odpowiedzialny jest Paweł Kucypera, została utrzymana w dyskotekowym, ociekającym kiczem stylu lat 80. XX wieku. Złote kolumny, nasycona kolorystyka skupiona wokół intensywnego różu, fioletu i żółci oraz przewijającego się gdzieniegdzie turkusu przyciągają uwagę i zachęcają do zwiedzania. Podobnie jak prześmiewcze tytuły, graficzne modyfikacje znanych dzieł sztuki i portretów osobistości związanych z badaniami nad Słowiańszczyzną. Jednakże w moim odczuciu prawdziwą przynętą na zwiedzających są prowokacyjny tytuł wystawy i wykorzystane w promocji motywy graficzne (np. cudowny turbolechita na dinozaurze), które sprawiły, że nie mogłam przegapić okazji do odwiedzenia MPPP w Gnieźnie.

Dużym plusem wystawy jest też prowadzona w internecie kampania nastawiona na promowanie wydarzenia poprzez rozpowszechnianie sprawdzonych i naukowo potwierdzonych informacji, co stoi w kontrze do ,,sensacji” upowszechnianych przez zwolenników Wielkiej Lechii. Pod hasztagiem #mityturbolechity znaleźć można rozwinięcie interesujących wątków, a na stronie internetowej MPPP znajduje się towarzyszący wydarzeniu teledysk nagrany do wpadającej w ucho piosenki. Co więcej – w dniach 9-10 lutego 2023 r. odbędzie się konferencja interdyscyplinarna poświęcona nie tylko Wielkiej Lechii, ale i innym pseudonaukowym i spiskowym teoriom. Jej pokłosiem stanie się katalog ekspozycji zawierający wygłoszone podczas sesji referaty w formie poszerzonych i uzupełnionych artykułów. Planowane jest też stworzenie mobilnej wersji wystawy przeznaczonej dla bibliotek i księgarń, która powinna przyczynić się do usunięcia książek wielkolechickich z półek z pozycjami historycznymi.  Dzięki tak szeroko zakrojonym działaniom dyskusja o niebezpieczeństwach wynikających z manipulowania historią nie zatrzyma się tylko w muzealnych murach, ale trafi „pod strzechy”.

______________

Natalia Joanna Borek (ur.1999) studentka ochrony dóbr kultury specjalności muzealnictwo i zabytkoznawstwo na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. W 2021 r. obroniła pracę licencjacką pt. ,,Czarownice, żeńskie demony i słowiański folklor w malarstwie polskim XIX i XX wieku”, napisaną pod kierunkiem dr hab. Dorota Kamińska-Jones, prof. UMK.  Obecnie, również pod jej opieką, pracuje nad pracą magisterską poświęconą słowiańskim bogom, wierzeniom i obrzędowości w malarstwie polskim XIX-XXI wieku.  Skupia się na inspiracji artystów rodzimym folklorem i obecności motywów słowiańskich we współczesnej kulturze.


pseudonauka
wystawy
turbolechici
Natalia Joanna Borek

Portal prowadzony przez

Muzeum Początków Państwa Polskiego w Gnieźnie

ul. Kostrzewskiego 1, 62-200 Gniezno
t: 61 426 46 41
e: wczesnesredniowiecze@muzeumgniezno.pl

ZAJRZYJ DO NAS

   

Godziny otwarcia

od wtorku do niedzieli
od 9.00 do 16.00